środa, 17 marca 2010

Wolność i niewola słowa

Jakiś czas temu, przeczytałem w serwisie gazeta.pl artykuł dot. krytyki przez posła PiS wystawy homoseksualnych artystów o tego typu zabarwieniu. Dziś, ten sam serwis prezentuje odpowiedź PiS'u.
Na wstępie przedstawię moje nastawienie do gejów i lesbijek: niech sobie istnieją, niech się bzykają po swojemu, ja z takim kimś mogę spokojnie porozmawiać, ale bliższych kontaktów z nimi mieć nie chcę, bo nie czuję się zbyt bezpiecznie w towarzystwie geja (rozróżniam gejów od pedałów - zobacz grafikę). Uważam, że pary homoseksualne powinny mieć prawo do legalizacji swoich związków, ale nie powinny mieć praw do adopcji dzieci, ponieważ teoretycznie jest to kwestia wyboru, ale czy dziecko wychowywane w takiej rodzinie będzie na pewno wiedziało, czy chce być takie, jak "rodzice", czy brać z nich przykład itd?
Teraz przedstawię moje nastawienie do Prawa i Sprawiedliwości. Nie przepadam za tą partią, ale co by nie patrzeć, trochę dobrego zrobiła: Zredukowali korupcję i przestępczość. Ale parę rzeczy zrobili też takich, które mi się bardzo nie podobają, np. Roman Giertych został za zgodą jeszcze wtedy premiera Kaczyńskiego ministrem edukacji i namieszał w niej tak, że nie wiedziałem, jak pisać maturę, co się nieraz do tej pory zastanawiam, co za debil zatwierdził tamte reguły. I niestety doprowadzili do paranoi, że żyjemy w "Kraju wolności słowa" w którym cały czas są wytaczane kolejne procesy o obrazę mienia. Jeśli ktoś będzie na tyle odważny, by sprawdzić w słowniku języka polskiego hasła "wolność" i "odpowiedzialność" to zapewne zauważy, że te terminy wzajemnie się wykluczają. I w tym tkwi sęk tej dygresji - gdyby rzekoma wolność słowa rzeczywiście istniała, nigdy nie dowiedzielibyśmy się o osobie Huberta Hoffmana, bezdomnego który w obecności funkcjonariuszy rzucał mięsem pod adresem duetu Kaczyńskich.
Na podstawie tych dwóch artykułów, do których linki podałem na początku tego posta wnioskuję, iż związek gejów i lesbijek próbuje udupić PiS przy pomocy ich własnej broni - pozwów o obrazę mienia. Jak widać nieskutecznie, gdyż pod adresem posła uprzedzenia o wytoczeniu sprawy w sądzie okazują się być groźbą karalną (pierwsze słyszę, żeby takie groźby były karalne, ale jak się okazuje, PiS to partia u władzy ustawodawczej).
Tak więc teraz nasuwa się kilka zapytań:
  1. Czy Tadeusz Rydzyk, nazywając żonę prezydenta czarownicą nie przekroczył granicy niewinności wolnego słowa?
  2. Czy poseł Stanisław Pięta został przez kogoś zmuszony, by oglądać te prace? i tu dodam kilka dodatkowych pytań:
  • Jeśli nie, to po co w ogóle publikował swoją opinię w sposób, który bulwersuje taką ilość ludzi? Czyżby nie potrafił się wypowiadać, czy jest tak zaślepiony czymś (być może brakiem tolerancji dla odmienności), że nie potrafi nad sobą zapanować?
  • Jeśli tak, dlaczego nie oskarżył jeszcze osoby, która go zmusiła?

Brak komentarzy: