Na wstępie przedstawię moje nastawienie do gejów i lesbijek: niech sobie istnieją, niech się bzykają po swojemu, ja z takim kimś mogę spokojnie porozmawiać, ale bliższych kontaktów z nimi mieć nie chcę, bo nie czuję się zbyt bezpiecznie w towarzystwie geja

Teraz przedstawię moje nastawienie do Prawa i Sprawiedliwości. Nie przepadam za tą partią, ale co by nie patrzeć, trochę dobrego zrobiła: Zredukowali korupcję i przestępczość. Ale parę rzeczy zrobili też takich, które mi się bardzo nie podobają, np. Roman Giertych został za zgodą jeszcze wtedy premiera Kaczyńskiego ministrem edukacji i namieszał w niej tak, że nie wiedziałem, jak pisać maturę, co się nieraz do tej pory zastanawiam, co za debil zatwierdził tamte reguły. I niestety doprowadzili do paranoi, że żyjemy w "Kraju wolności słowa" w którym cały czas są wytaczane kolejne procesy o obrazę mienia. Jeśli ktoś będzie na tyle odważny, by sprawdzić w słowniku języka polskiego hasła "wolność" i "odpowiedzialność" to zapewne zauważy, że te terminy wzajemnie się wykluczają. I w tym tkwi sęk tej dygresji - gdyby rzekoma wolność słowa rzeczywiście istniała, nigdy nie dowiedzielibyśmy się o osobie Huberta Hoffmana, bezdomnego który w obecności funkcjonariuszy rzucał mięsem pod adresem duetu Kaczyńskich.

Tak więc teraz nasuwa się kilka zapytań:
- Czy Tadeusz Rydzyk, nazywając żonę prezydenta czarownicą nie przekroczył granicy niewinności wolnego słowa?
- Czy poseł Stanisław Pięta został przez kogoś zmuszony, by oglądać te prace? i tu dodam kilka dodatkowych pytań:
- Jeśli nie, to po co w ogóle publikował swoją opinię w sposób, który bulwersuje taką ilość ludzi? Czyżby nie potrafił się wypowiadać, czy jest tak zaślepiony czymś (być może brakiem tolerancji dla odmienności), że nie potrafi nad sobą zapanować?
- Jeśli tak, dlaczego nie oskarżył jeszcze osoby, która go zmusiła?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz