Doszło, do czego doszło: w końcu ktoś się opowiedział za in vitro. Jak już wspominałem tu dużo wcześniej, jestem bardziej za tą metodą zapłodnienia, niż za kościołem. Modlenie o zdrowie się nic nie da, jeśli nie będzie postępu w nauce, a przecież za kilka lat może się okazać, że w obumierających embrionach z nieudanych zapłodnień tą metodą wytwarza się substancja stanowiąca w określonej dawce lekarstwo na nieuleczalne obecnie choroby. To, że kościół wiele ogranicza swoimi narzuceniami (in vitro jest dowodem na to, że życie może być stworzone sztucznym zapłodnieniem, "nie po bożemu") jest widoczne w historii: średniowiecze to okres, w którym świat zacofał się o dobre 800 lat, nie było żadnych postępów naukowych, bo inteligencja była uważana za heretyków, i gigantyczna część wiedzy zdobytej przez cywilizację do tego czasu przepadła. Tą metodą będziemy musieli dochodzić do wielu tych osiągnięć od zera, z uwzględnieniem oczywiście faktu, że ktoś już to zrobił. Możliwe, że w gronie noblistów znajdują się ludzie, którzy tylko odświeżyli wynalazki sprzed tych kilkunastu wieków.
Dodając jeszcze do tego ostatnie wydarzenia z krzyżem pod pałacem prezydenckim dochodzę do wniosku, że kler spowodował zaciemnienie naszego Narodu do takiego stopnia, że sam sobie nie potrafi dać z tym rady (moherowe berety rzucające kurwami w księży doskonale o tym świadczą).
Owszem, jest to po części wina straży miejskiej, że ci ludzie zostali pobici, ale ile rencistów teoretycznie nie zdolnych do pracy tam się tłukło z nimi i przestawiało barierki (które, wierzcie mi bądź nie - w cale nie jest tak łatwo ruszyć) trudno zgadnąć. Jestem za tym, by takim dokładnie awanturnikom odebrać renty i wysłać do pracy, bo siłę mają.
Wracając do pierwotnego tematu tego posta, uważam, że kościół nie powinien grozić władzom z absolutnie żadnego powodu, a cały ten konkordat bardziej komukolwiek przeszkadza niż pomaga. Zgadzam się z prof. Pawłem Łukówem oraz z ludźmi wypowiadającymi się w tym materiale video. Jeśli komuś ma to dać możliwość założenia później normalnej rodziny - jestem za!
Pamiętajmy jednak jeszcze o umiarze: Metoda in vitro po tuningu może pozwolić na projektowanie sobie dzieci niczym gra w simsy. I tu już kończy się według mnie granica etyczności: sens to będzie miało, jeśli np. będziemy chcieli, by nasze dzieci nie chorowały na choroby przenoszone przez geny (jak się przed chwilą dowiedziałem, jest to realne) ale jak wspomniałem, jest to już na granicy mojej własnej moralności. Nie chciałbym wiedzieć już teraz, jak dokładnie będą wyglądać moje dzieci jak będą miały po 25 lat, ani regulować w ten sposób ich charaktery.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz