poniedziałek, 11 października 2010

Liu Xiaobo i jego nagroda Nobla

Nie byle jakie kontrowersje wywołała w Chińskiej Republice Ludowej nagroda Nobla dla Liu Xiaobo. Jest to Chiński dysydent, profesor literatury, bardzo światły człowiek, który obecnie odsiaduje wyrok 11 lat więzienia za "działalność wywrotową". Jak dla mnie to taki chiński Wałęsa z przypałem: Nasz nie siedział.
Na sam fakt tej przyznania nagrody Chińskie władze reagują w niewłaściwy według mnie sposób: groźby pod adresem Norwegii za przyznanie nagrody przez komitet pochodzący z Uniwersytetu w Sztokholmie to chyba jakaś chora pomyłka. Dodatkowo, Chiny stwierdziły w piątek, że przyznanie Liu tej nagrody jest sprzeczne z jej celami, a dziś media w tym kraju uznały, że jest to przejaw strachu przed rosnącą jego potęgą. Osobiście uważam, że władza komunistyczna w cale nie jest po stronie swoich obywateli w jakimkolwiek sporze - cały komunizm to dość dziwna idea, z którą zgadzam się tylko częściowo (ludzie na wsiach dobrze wspominają PGR'y).
Nie powinien nikogo dziwić fakt, że Dalajlama XIV też popiera Liu - mają podobne ideały, z niewielkimi różnicami (Liu walczy za Chiny, Dalajlama za Tybet).
Osobiście uważam, że w kraju kwitnącej wiśni i drzew morwowych nie dojdzie do żadnego przewrotu, dopóki Liu Xiaobo nie wyjdzie z więzienia lub nie pojawi się ktoś w jego miejsce, ale zanim Chińczycy zaczną krzyczeć powinni ukształtować sobie podziemie co najmniej na takim poziomie, co nielegalna Solidarność. Samymi słowami niczego nie wskórają, co najwyżej powtórzą się wydarzenia z Placu Niebiańskiego Spokoju (ta nazwa przestała pasować do owego miejsca).

Brak komentarzy: